Z naszych przeglądów warunków dla gastronomii w poszczególnych miastach wyłania się pewien wspólny obraz: bariery administracyjne, urbanistyczne i personalne. Jak jest w Katowicach? Tak samo. Tylko bardziej. Pokazują to nawet oficjalne wskaźniki, jak choćby liczba restauracji na tysiąc mieszkańców. Nie ma gdzie dobrze zjeść. Dlaczego?
Trzystutysięczne Katowice to gastronomiczna pustynia – słyszę to na każdym kroku. Jest z pewnością największym miastem regionu. Co więcej, konurbacja górnośląska należy do tych z najlepiej rozwiniętą infrastrukturą komunikacyjną, co oznacza, że rozpatrywanie osobno każdego z rynków gastronomicznych wydaje się bez sensu – a to z kolei oznacza, że Katowice są centrum największego skupiska ludności w Polsce. Tylko skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Miasto zatrzymane w rozwoju
To zagadka, do niezrozumienia której z przykrością przyznają się analitycy. W wydanym w 2011 roku przez PwC raporcie Miasta w Polsce podkreślono, że Katowice rozwijają się niewspółmiernie do swojego potencjału. Tegoroczny raport na zlecenie Fundacji Schumana Miasta uczące się zauważa zaś, że „miasta na Śląsku, które nie znajdą pomysłu na przyszłość, mogą podzielić los amerykańskiego Detroit”. A przecież to właśnie wskaźniki badane w takich raportach są powiązane z tym, jak chętnie ludzie chodzą do restauracji, co w nich jedzą i w jakich wysokościach płacą rachunki. Zależy to od dynamiki społecznej, poziomu zaufania między ludźmi, rozbudowanej infrastruktury. Tu region górnośląski ma się przeważnie nieźle, a Katowice są tego regionu niekwestionowanym liderem. No, może nie pod każdym względem jest nieźle. Na przykład śląskie miasta w raporcie Miasta uczące się wypadły źle pod względem „etosu współpracy” wśród przedsiębiorców, czyli tego, jak chętnie firmy zrzeszają się, żeby zrobić coś wspólnego dla rynku – a więc dla siebie samych i dla siebie nawzajem jednocześnie.
Nie ma kto pisać do ogólnopolskich gazet
Mañana Bistro and Wine Bar znajduje się co prawda na reprezentacyjnej ulicy Chorzowa, Wolności, ale dostać się z Katowic do tego miasta to jak przejść przez park. Dodajmy, jeden z największych parków Europy, bo chodzi o Park Śląski, czyli dawny WPKiW. Szefem Mañany jest Przemek Błaszczyk – młody zdolny kucharz, z rekomendacją Slow Food Polska, dwiema czapkami Gault et Millau i tylomaż widelcami Poland 100 Best Restaurants. Kiedyś w ramach organizowanej przez miasto imprezy Chorzowskie smaki ściągnął Giancarlo Russo, Theo Vafidisa i Kurta Schellera, którzy dali pokaz gotowania na scenie. – Pomogłem to wszystko zorganizować, niestety impreza nie została odpowiednio nagłośniona przez organizatora i szefowie gotowali dla garstki ludzi. Dzięki wzmiance w...