Bobby Burger zrodził się z konkretnej rynkowej potrzeby – brakowało na mieście miejsc, gdzie można było zjeść coś wartościowego w późnych godzinach nocnych. O biznesie skali, początkach działalności i sposobie na sukces w gastronomii w ciągu kilku lat opowiadają Krzysztof Kołaszewski i Bogumił Jankiewicz, założyciele sieci Bobby Burger oraz grupy Real Food SA.
Czy lubicie burgery, a jeśli tak, to które są waszymi faworytami?
Krzysztof Kołaszewski: Zdecydowanie, przy czym stawiam na nowe smaki i niestandardowe połączenia. Dlatego moimi faworytami są burgery sezonowe, których oferta zmienia się we wszystkich naszych lokalach co trzy miesiące. Ostatnio był to burger z nachosami, teraz jest pozycja z soczystą gruszką. Coś pysznego! Są również klasyki, jak nasz flagowy burger o nazwie Bobby Burger, z podwójną wołowiną i kozim serem, który chyba nigdy mi się nie znudzi. Bogumił Jankiewicz: Jeśli chodzi o mnie, to staram się ograniczać spożywanie mięsa, dlatego wybieram pozycje wegetariańskie. Obecnie w ofercie sieci Bobby Burger są to cztery burgery: Vedżesika, Brajan, Grażyna i Janush. Moim faworytem zdecydowanie jest nasz pierwszy wege burger, czyli Vedżesika, gdzie mówimy o kotlecie z zielonej soczewicy i świeżych warzywach, z sosem classic i jogurtowo-ziołowym.
Dlaczego Polacy kochają burgery? Co w nich jest takiego, że po nie sięgają? Przecież to „tylko bułka z dodatkami”, a okazuje się, że ludzie chcą ją jeść.
KK: Fenomen burgera tkwi w jego formie. Ograniczeniem jest tylko bułka, w której możemy zamknąć dowolny produkt – wołowinę, drób czy kotlety wegetariańskie. Do tego dochodzą wybrane dodatki, jak ser, świeże warzywa czy niestandardowe pozycje – wspomniane nachosy, soczysta gruszka. Dopełnieniem smaku są przeróżne sosy, często autorskie. Również sama bułka może być różna: bezglutenowa, pełnoziarnista, maślana, z sezamem. To także jest wyróżnikiem burgerów – można je dowolnie modyfikować pod kątem preferencji i upodobań klientów. BJ: Poza tym mówimy o pełnowartościowym posiłku, idealnym w porze lunchu czy podczas wyjścia ze znajomymi na miasto. Same burgerownie coraz częściej postrzegane są jako modne miejsca, gdzie nie tylko można zaspokoić głód, ale właśnie spotkać się z przyjaciółmi czy rodziną. Zagrać w grę, wypić piwo, obejrzeć mecz.
Czy w momencie, kiedy pojawił się pomysł na burgery z food trucka, chociaż przez moment pomyśleliście o tym, że wasza firma rozwinie się tak bardzo zaledwie w ciągu kilku lat, a nawet pojawi się na giełdzie? O czym w ogóle wtedy myśleliście?
BJ: Pomysł na food trucka z burgerami pojawił się w maju 2012 r., a już miesiąc później pierwszy samochód z logo Bobby Burger wyjechał na ulice Warszawy. Nie mieliśmy doświadczenia w gastronomii i powiem szczerze, że gdybyśmy wiedzieli, jak to wszystko będzie wyglądało na początku, to pewnie byśmy się na ten biznes nie zdecydowali. Food truck często się psuł, pracowaliśmy w zawrotnym tempie, często do rana, a chwilę później trzeba było jechać już po zaopatrzenie. Do tego dochodzą kwestie przepisów i wymogi sanepidu, które nie są przystosowane do food trucków – w mobilnym lokalu obowiązują takie same przepisy co w lokalu stacjonarnym. W rezultacie dochodzi do takich sytuacji,...
Udostępniono 30% tekstu, dostęp do pełnej treści artykułu tylko dla prenumeratorów.
