Polska gastronomia od lat fascynowała, zachwycała i nie raz zaskakiwała. Jej dynamiczny rozwój intrygował zagranicznych inwestorów, którzy zaczęli dostrzegać w niej możliwości biznesowego rozwoju. Tak kulinarną przygodę rozpoczął John Gabrovic – twórca kultowych projektów, takich jak kluby nocne Ground Zero w Warszawie, a także najnowszego konceptu – Stacji Food Hall w Gdańsku. Wspierając start-upy gastronomiczne, daje szansę na sukces tym, którym brak środków finansowych lub biznesowego doświadczenia.
Jak się zaczęła pana przygoda z Polską?
W 1989 r. mieszkałem przez pewien czas we Frankfurcie i obserwowałem zmiany w Europie. Szokujący i fascynujący był dla mnie ten podział na jej część wschodnią i zachodnią. To było tak, jakbym oglądał obraz z kolorowego i czarno-białego telewizora. Wróciłem do Stanów Zjednoczonych, by skończyć studia MBA. W Ameryce trwał kryzys i nie było nic ciekawego do robienia. Po zakończeniu edukacji dostałem propozycję, by wspierać europejskich biznesmenów, którzy próbowali rozkręcać interesy w nowej rzeczywistości. I w 1992 r. wylądowałem w Krakowie.
Jak smakowała wtedy Polska pod względem kulinarnym?
Był mały wybór – codziennie kotlet schabowy i ziemniaki. Natomiast zakochałem się w chłodniku! Był przepyszny! Nigdy wcześniej nie widziałem buraków, a tu dodatkowo połączonych z kefirem. Paradoksalnie w Polsce było wtedy całkowicie organiczne jedzenie. Truskawka smakowała jak truskawka, a pomidor jak pomidor. Nie było jeszcze chemii w jedzeniu, dlatego smakowało rewelacyjnie.
I postanowił pan skupić się na rozwoju branży gastronomicznej?
Tak – byłem młody i szalony, bo razem z partnerami biznesowymi założyłem w latach 90. klub Ground Zero, a potem restaurację Blue Cactus na Mokotowie w Warszawie.
To był chyba dla pana dziki świat pod względem biznesowym. Interesy w Polsce dopiero zaczynały...