Dzieci w restauracji

Problem stary jak świat. Można posłużyć się powiedzeniem, że w tej kwestii są dwie szkoły. Jedna z nich mówi, że dzieci są niemile widziane, a druga – że dziecko to także mały gość, który ma takie same prawa jak dorosły. Jest nawet gościem szczególnym, bo przygotowuje się dla niego specjalne menu, kącik zabaw, a także opiekę animatorów. Jak pogodzić ogień i wodę? Czy dziecko jest złem koniecznym w lokalu gastronomicznym i kto odpowiada za pociechy w restauracji?


rst 062022 326170 319254


Lokale gastronomiczne podchodzą do tematu rozmaicie. Jedne przedstawiają swoje restauracje jako miejsca stworzone specjalnie dla rodzin. Inne dostrzegają, że dziecko jest ważnym gościem, i nie tylko przygotowują specjalne menu, ale także mają na swoim wyposażeniu książeczki, kredki, pisaki, gry, a nawet kąciki zaopatrzone w dziecięce mebelki. Jeszcze inne ignorują dzieci, nie mając dla nich żadnej oferty, wychodzą z założenia, że w karcie jest sporo różnych rzeczy, które mały gość może zjeść, lub brakiem oferty chcą dać do zrozumienia, że lokal nie jest otwarty na rodzinne obiady czy kolacje. Wreszcie są takie lokale, które nie akceptują rezerwacji z dziećmi poniżej 14. roku życia i mają tę informację na swojej stronie.


Skąd tak różnorodne podejście do tematu? Wszystko zależy głównie od obawy restauratora, co może się wydarzyć, kiedy dziecko jest w restauracji, ale przede wszystkim od tego, w jakim stopniu rodzice są odpowiedzialni za własne pociechy. Wielu uważa, że w restauracji dziecko można puścić samopas, a serwis zajmie się biegającym i przeszkadzającym wszystkim gościom malcem. Tymczasem miejsce publiczne nie oznacza, że można w nim robić wszystko, co się chce. Oznacza przede wszystkim to, że nie jesteśmy w nim sami i powinniśmy respektować prawa pisane oraz niepisane. Jednym z nich jest zachowanie, które nie jest uciążliwe dla innych. Dziecko w restauracji jest zatem i zawsze będzie tematem kontrowersyjnym.


Dlatego myśląc o otwarciu lokalu, trzeba mieć na uwadze nie tylko dobrze wyposażoną kuchnię, super zaprojektowane wnętrze sali i bar, ale także trzeba pomyśleć o tym, jak „zagospodarować” dzieci, by się nie nudziły i ich rodzice mogli spokojnie oddać się konsumpcji, a goście przy sąsiednich stolikach nie odczuwali dyskomfortu. I czy to wystarczy? Niestety nie. Bo w całym mechanizmie najsłabszym elementem jest człowiek i odważę się powiedzieć wprost: rodzice lub opiekunowie dzieci. Są bowiem w wielu wypadkach kompletnie ślepi na zagrożenia, jakie czyhają na małego gościa w restauracji. Pół biedy, kiedy dziecko absorbuje restaurację swoimi umiejętnościami wokalnymi, ale prawdziwą bombą jest malec biegający po sali, a jeszcze z jakimś „narzędziem” jak piłeczka czy pluszowy miś.


Kelner idący z talerzami z gorącą zupą nie widzi, co ma pod nogami, a tam pole minowe – malec i jego akcesoria. Upadek kelnera może zakończyć się poparzeniem dziecka wrzącą wodą na herbatę czy gorącym rosołem albo też poważnym urazem kończyn kelnera. Najmniejszą stratą jest oblanie bogu ducha winnego gościa, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Każdy, kto idzie do restauracji z dziećmi, musi pamiętać, że nie jest zwolniony z opieki nad swoimi pociechami. Stara zasada mówi: lepiej zapobiegać, niż ponosić koszty nieszczęśliwego zdarzenia. Z doświadczenia wiem, że wielu rodziców nie czuje odpowiedzialności za to, co się stało, ale jeszcze oskarża serwis o nieudolność.


Czy zatem dzieci w restauracji są złem koniecznym? Oczywiście, że nie. Są tak samo ważnymi gośćmi jak ich rodzice. To przecież oni, jak ta skorupka, co za młodu nasiąka, będą przyszłymi bywalcami restauracji. Ale byśmy wszyscy mogli w pełnym komforcie korzystać z przestrzeni publicznych, potrzebni są obok nich superrodzice. Mądrzy, odpowiedzialni i skupieni na kimś poza sobą. Rodzicem bowiem jest się zawsze i wszędzie.




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *