Roślinne alternatywy mięsa mogą wkrótce zniknąć z półek, a raczej z opakowań. Komisja Europejska zaproponowała nowe przepisy, które mają zabronić stosowania 29 określeń, takich jak „wołowina”, „kurczak”, „kurczak”, „żeberka” czy „pierś”, w odniesieniu do produktów roślinnych.

Argumentem jest ochrona konsumentów i tradycji kulinarnej. Szkopuł w tym, że ani jedno, ani drugie nie wydają się zagrożone.
To nie pierwsza próba ingerencji w nazewnictwo produktów roślinnych. Podobny zakaz odrzucono już w 2019 r. w Parlamencie Europejskim. Trybunał Sprawiedliwości UE również uznał, że aktualne przepisy w zupełności wystarczą, a konsumenci nie mają trudności z odróżnieniem kiełbasy z soi od tej wieprzowej – zwłaszcza gdy opakowanie wyraźnie informuje o roślinnym składzie.
Europejska Unia Wegetariańska nie kryje zaskoczenia. – Komisja sama wcześniej stwierdziła, że nie ma potrzeby dodatkowych regulacji. Dziś, przy wszystkich realnych wyzwaniach rolnictwa, skupia się na marginalnej sprawie – komentuje Rafaela Pinto, ekspertka EVU.
Z danych wynika, że konsumenci nie tylko wiedzą, co kupują, ale też nie mają przeciwko „roślinnym letbikom” czy „wegańskim skrzydełkom”. Według badania BEUC z 2020 r. aż 80 proc. Europejczyków akceptuje takie nazwy i nie czuje się wprowadzana w błąd przy wykazie oznaczony jako roślinny.
Z kolei polskie badanie przeprowadzone w 2023 r. przez Panel Ariadna dla fundacji ProVeg pokazuje, że 86 proc. Polaków nie kupiło przez pomyłkę produktu roślinnego zamiast mięsnego. Jeśli ktoś się popełnił błąd, to najczęściej przez pośpiech, a nie z powodu mylącej etykiety.
– To nie konsumenci domagają się zakazu „roślinnych wędlin”, tylko urzędnicy – mówi Marcin Tischner z fundacji ProVeg. – Zamiast ograniczeń potrzebujemy przejrzystej komunikacji i wsparcia dla innowacji, a nie hamowania rozwoju jednego z najbardziej dynamicznych segmentów rynku spożywczego.
Sprawa wróci po wakacjach do Parlamentu Europejskiego, a w tle rozbrzmiewają dyskusje w europejskich stolicach. – W jej propozycji pojawiają się nawet takie słowa jak „burger” czy „stek”, wczesne uznane przez Komisję za akceptowalne.
Branża spożywcza nie ukrywa frustracji. – W poniedziałki zysamy o upraszczaniu przepisów i wspieraniu innowacji, a w środę Komisja proponuje zakazy rodem z poprzedniej epoki – puentuje Rafaela Pinto.
Czy „wegański boczek” naprawdę zagraża kulturze kulinarnej Europy? O tym zdecydują europosłowie już niebawem. Ale na razie walka o język na opakowaniach trwa.