Zwracanie się na ty, zwłaszcza z inicjatywy kelnera, a nie klienta, może budzić kontrowersje. Ale lokale, które postawiły na taką formę relacji, wcale na tym nie tracą.
Przepraszam pana, czy mogę prosić o rachunek? – Jasne, stary. Gotówką czy kartą? Przyznaję, byłem nieco zaskoczony, choć już przywykłem, że kelnerzy nie kłaniają się klientom jak przed wojną. Jednym z wyróżników kultury języka polskiego zawsze było to, że u nas ludzie sobie „panują”. Podkreślało to dystans i rezerwę, jaką mamy wobec siebie i niewątpliwie wpływało na różne inne aspekty naszych stosunków społecznych, a w niektórych budziło uczucie narodowej dumy wywołanej tą kurtuazyjną odrębnością.
Naród panów
Ale sytuacja zmienia się od lat, od kilku – także w branżach usługowych. Już nie tylko studenci rozmawiają między sobą domyślnie na ty (choć, jeśli wierzyć książkom, jeszcze przed wojną nie było to takie oczywiste). Teraz można być na ty nawet z kelnerem czy barmanem. Najbardziej dobitnym przykładem był oczywiście Starbucks. Kiedy w 2009 roku pojawił się w Polsce, barista pytający klienta o imię wzbudzał niemałe kontrowersje. W praktyce chodzi tylko o to, żeby ogłosić sali, czyja kawa już jest gotowa i żeby właściciel mógł się zgłosić. Ale podłożem takiego podejścia – wypisywania imienia na kubku, pytania klienta „jak się nazywasz” – to właśnie skrócenie dystansu leży u podłoża takiego zachowania i takich instrukcji, jakie dostają kelnerzy. W Polsce w końcu też przeszło, choć wiele osób pewnie do Starbucksa nie wróci, bo nie chce być „tykanych”.
Klienci mają czuć klimat
Ale już dwa lata wcześniej w Polsce pojawiła się inna znana sieć gastronomiczna, w której tykanie jest zasadą i charakterystyczną formą: Hard Rock Cafe. Dziś warszawskim Hard Rockiem zarządza Piotr Komór, wcześniej na analogicznym stanowisku, tyle że w Oslo. – To rzeczywiście bardzo...