Restauracja Giewont to odkrycie gastronomiczne ostatnich miesięcy. Najpierw w 2023 r. przewodnik Michelin wyróżnił lokal, a w tym roku to już restauracja mogąca poszczycić się gwiazdką. O tym, co zmieniło się w codziennym funkcjonowaniu restauracji, oczekiwaniach gości i rentowności, rozmawiamy z Łukaszem Brodą, który jest prezesem spółki i zarządza tą restauracją.
Restauracja Giewont to historia sukcesu w zawrotnym tempie?
To prawda. Sami jesteśmy tak miło zaskoczeni. Restauracja Giewont istnieje trzy lata, od lipca 2021 r. Po dwóch latach, w czerwcu 2023 r. , przyszło wyróżnienie, a teraz gwiazdka. O tym, jak młodym projektem jesteśmy, świadczy fakt, że nie mamy nawet historii przedpandemicznej. Otwieraliśmy się już pod sam koniec lockdownów, zaczynaliśmy od sprzedaży naszego słynnego już i codziennie wypiekanego chleba, a potem już ruszyliśmy pełną parą.
Jak w ogóle powstał zamysł restauracji?
Nasi inwestorzy to znajomi, którzy przyjaźnią się od lat. Choć każdy z nich prowadzi swój własny biznes, to zdarza się im wspólnie wyjeżdżać rekreacyjnie w wolnym czasie. Właśnie podczas jednego z takich wypadów w Alpy zafascynowała ich lokalna alpejska restauracja. I mimo że nigdy wcześniej nie rozważali wspólnego projektu, a tym bardziej restauracji, to ta fascynacja była tak silna, że zapadła decyzja, aby otworzyć taką właśnie alpejską, czy w naszym przypadku podhalańską, restaurację.
Czy to był długi proces?
Znalezienie działki, oczywiście z widokiem na Giewont, zaprojektowanie i konstrukcja budynku nie wymagały aż tak długiego czasu. Ale samo wykończenie, dopięcie wszystkich detali we wnętrzu restauracji zajęło cztery lata.
Od samego początku zamysł był zorientowany na fine dinig?
Tak, zdecydowanie. Skoro już się powiedziało „a”, zaprojektowało specjalnie pod tę restaurację obiekt, to teraz pozostawało tak dopiąć całą resztę, aby wszystko było spójne. Widok na Giewont zapiera dech w piersiach. Sam budynek jest tak zaprojektowany i przemyślany, aby każdy metr kwadratowy pełnił swoją funkcję, by we wnętrzu goście czuli się komfortowo, domowo, ale również ekskluzywnie, no i przede wszystkim w klimacie Podhala. Większość mebli i drewnianych elementów dekoracyjnych robiona była na nasze zamówienie i pod nas.
Kiedy powstał budynek restauracji, nadszedł czas na stworzenie jej zespołu, a przede wszystkim wybór szefa kuchni.
Szef Przemysław Sieradzki jest z nami od początku. Najpierw pracował jako sous chef, a po odejściu jego poprzednika przyjął misję poprowadzenia restauracji. I jak teraz widzimy, wykonał to zadanie idealnie, bo doprowadził nas do tak nobilitującego wyróżnienia. Przemek jest osobą metodyczną, świetnie panującą nad kuchnią i z dużym doświadczeniem w fine diningu. Przed nami pracował w Krakowie w restauracji Hotelu Pod Różą.
Czy na Podhalu udało się zebrać zespół?
Praca w gastronomii jest wymagająca, a w restauracji fine diningowej te wymagania...