Klienci są bardziej świadomi tego, co piją, restauracje oferują coraz większy wybór ciekawych napitków i ich kompozycji z daniami, pojawia się też idea lokalności.
Oferta alkoholi bywa traktowana po macoszemu przy konstruowaniu karty. O ile przeważnie wiemy, że o kartę win należy dbać, o tyle inne alkohole nie zaskarbiają sobie tak dużo uwagi konstruktorów menu. W efekcie alkohole stamtąd nie cieszą się zainteresowaniem gości, przez co cała ta sekcja menu uważana jest za niezbyt przyszłościową, a butelki za barem pokrywają się kurzem. Jak wyjść z tego zaklętego kręgu? Można zacząć od zapoznania się z trendami, które już dzisiaj zauważyć można w świecie handlu alkoholem.
Koktajlbary wychodzą z cienia
Pomysł na bary typu speakeasy, czyli nawiązujące wystrojem do czasów prohibicji, był nie tylko ciekawostką i marketingowym trikiem. Był też sposobem na wyjaśnienie, dlaczego bar wysokiej klasy miałby się mieścić w bocznej uliczce, w mieszkaniu na piętrze albo w piwnicy pod innym lokalem. Jednak wraz z popularyzacją przekonania, że drinki mieszane to nie tylko wódka z sokiem pomarańczowym i long island ice tea, koktajlowe miejscówki przestały kryć się w tańszych lokalizacjach. Dziś miejscem, gdzie miesza się być może najlepiej w Polsce, a w każdym razie pod tym względem najsławniejszym, jest El Koktel, ukryty w piwnicy pod Lenivcem – ale skoro nawet on, knajpa nie szukająca kompromisów i nie obniżająca beverage costu za wszelką cenę, szuka nowej, większej i mniej ukrytej lokalizacji, to znaczy, że epoka ukrywania się koktajlbarów minęła.
Pairing już nie tylko wina
A skoro już jesteśmy przy koktajlach, a konkretniej El Koktelu: w tym roku po raz drugi z rzędu Mateusz Szuchnik reprezentował go na gali Gault el Millau, gdzie prezentował swoje koktajle dobrane m.in. do... barszczu białego. I poradził sobie świetnie, a w każdym razie lepiej niż sommelier na tej samej imprezie. Warszawski Elixir sąsiaduje z Domem Wódki, dzięki czemu do jego dekonstrukcji zraza można sobie chlapnąć kieliszek jednej z trzystu pięćdziesięciu przechowywanych tam czyścioszek. I tak dalej, i tak dalej. Słowem: Polacy mają, a w każdym razie zaczynają mieć za sobą okres, kiedy do posiłku piło się tylko wino, żeby pozostać „człowiekiem na pewnym poziomie”. Wino, owszem, może świetnie pasować, ale przecież nie ono jedno. I coraz więcej osób będzie to rozumiało.
Kunsztowne koktajle w...