Inspiracje Proporzec ginu (gin pennant) – jest marynarskim obyczajem, by wciągać na maszt niewielką flagę symbolizującą kieliszek. Ma ona zapraszać oficerów z sąsiednich statków, by wpadli na drinka. Zwyczaj utrzymuje się do dziś w kilku marynarkach, m.in. australijskiej, gdzie młodsi oficerowie podkradają się na inne statki i starają się wciągnąć na ich maszty odpowiednią flagę, a następnie wpaść na drinka Dzień ginu – obchodzimy od 2008 roku dzięki inicjatywie kilku gintuzjastów. W 2015 roku data została ustalona na 13 czerwca. Warto świętować tak wytrawną uroczystość Vesper – z okazji premiery nowego filmu o Jamesie Bondzie znów głośno będzie o jego ulubionym napoju, czyli martini.
Chociaż filmowy agent pije głównie vodka martini wstrząśnięte, nie zmieszane, to jego książkowy pierwowzór jest autorem własnego koktajlu: trzy miary ginu gordon’s, miara wódki, pół wermutu kina lillet, wstrząśnięte w shakerze. Można serwować go ciekawskim, ale barman nie powinien liczyć, że oczaruje nim miliony. Poza całą jego literacką sławą jest to jednak drink wadliwy kompozycyjnie, z dwoma przewodnimi alkoholami, które nieco się kłócą, i metodą przyrządzania nieodpowiednią do składników. Kina lillet zresztą nie jest już od lat dostępny, a obecnie występuje zmodyfikowany, pod nazwą lillet blanc.
Choć w Polsce dalej whisky jest tematem numer jeden, wydaje się, że na najbardziej wznoszącej fali na świecie jest dziś gin. Jest uniwersalny, jeśli chodzi o zastosowanie w barze. Można na jego bazie tworzyć nie tylko skomplikowane i wysmakowane mieszanki, lecz także szybkie drinki i doskonale rozpoznawalne koktajle, które doskonale się sprzedają.
Przez trzysta lat swojego istnienia gin przeszedł chyba wszystkie możliwe przemiany, od zbawienia dla budżetu Anglii i ekonomicznego ratunku dla jej mieszkańców, przez status piekielnej używki, która doprowadza do zguby ludzi i społeczeństwa, po nobliwy trunek, odnajdujący się w najbardziej wytrawnych (w przenośni, a czasem i dosłownie) kompozycjach i towarzystwie.
The gin is in
Dziś długo by wymieniać same najbardziej znane marki: Gordon’s, Bombay Sapphire, Tanqueray, Hendricks... a są jeszcze marki niszowe, można by rzec – rzemieślnicze, choć nie zawsze określenie to będzie na miejscu. Wymieńmy kilka: tasmański Poltergeist, szkocki Botanist, australijski The West Wind. I, oczywiście, londyńskie, takie jak Sipsmith, Ford’s Gin i wiele innych. Skąd ta kariera? Może stąd, że po latach złej prasy odzyskał nieco szacunku ludzi. W XVIII wieku kosztował tyle samo co piwo (pinta za pintę) choć, ze względu na zawartość alkoholu, był o niebo skuteczniejszy. Stąd wzięła się gorączka ginu i przekonanie, że jest on ważnym czynnikiem w nadchodzącej zagładzie ludzkości. Przy takim popycie składniki aromatyczne – z jałowcem na czele – służyły głównie zabijaniu aromatu złego alkoholu. Gin był w Anglii tak popularny, że słowo to zaczęło znaczyć niewiele więcej ponad „każdy mocny alkohol”, a z czasem stało się synonimem zepsucia i degeneracji. Było też nieodzowne wszędzie tam, gdzie dziennikarz lub polityk próbował zdać relację z najgorszych problemów społecznych, jakie da się wyobrazić. To wtedy powstawały satyry na pijących gin oraz płomienne kazania przeciw nim. To razem z gorączką ginu narodziła się myśl, że picie niższych klas warto by trochę ograniczyć, żeby ludzie nie pozabijali się sami swoimi zgubnymi nawykami. Dziś jest dokładnie przeciwnie. Do stawki dołączają kolejni producenci, którzy starają się pilnować zarówno jakości alkoholu, jak i elementów aromatycznych. Gin jest infuzją, a to znaczy, że przygotowanie alkoholu bazowego, aromatyzowanie go i ponowna destylacja (jeśli zachodzi, nazywany jest distilled gin) następują w tej właśnie kolejności, sam alkohol powinien być neutralny. Jednak producenci dzisiaj decydują się na pozbawianie go neutralności, by nadać końcowemu produktowi charakteru, a następnie tak modyfikują skład ziół, by pozostawiając charakter ginu, znaleźć w nim indywidualne nuty. I to właśnie czyni go nowoczesnym, godnym zainteresowania i butikowym trunkiem.
Gin niejedno ma imię
W czasach, kiedy gin był trunkiem numer jeden do upijania się dla londyńskich nizin społecznych nie miało to tak wielkiego znaczenia, ale w końcu wykrystalizowały się pewne tradycje, by nie rzec – style ginu. Najpopularniejszym z nich jest London Dry – wytrawny, a zatem bardziej botaniczny i bardziej jałowcowy. Wbrew nazwie może...